poniedziałek, 19 listopada 2012

- 01. "Idź doprowadzić się do porządku" -


       Miałam skrępowane ręce, a usta zaklejone taśmą klejącą. Kilka minut dochodziłam do siebie, nie bardzo wiedząc co mnie spotkało. Pamiętam tylko moment w, którym wyszłam z klubu razem z Laylą. Teraz znajdowałam się w eleganckim pomieszczeniu urządzonym w stylu Ludwika XVI. Wszędzie był przepych niepotrzebnych antyków i dekoracji, a ściany pokoju były zasłonięte przez duże szafki z książkami. Zaczęłam powoli ruszać głową i rozglądać się w około, aby znaleźć swoją siostrę. Po chwili zauważyłam dziewczynę, związaną tak samo jak ja. Leżała w bezruchu w rogu pomieszczenia. Nie widziałam jej twarzy, ale po ubraniu rozpoznałam, że to moja siostrzyczka. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, a ja sama myślałam, że zwariuję. Wpadłam w histerię i zaczęłam wołać Laylę, najpierw szeptem a potem już prawie, że wrzeszczałam, niestety dziewczyna nie odpowiadała. Po kilku nie udanych próbach zaczęło boleć mnie gardło, nie miałam już siły dalej wołać. Zaczęłam płakać i szarpać się. Moje otarte ręce powoli zaczynały krwawić, a sznur, którym byłam związana ani trochę się nie poluźnił. Syknęłam z bólu i w tym samym momencie podwójne drzwi pokoju otworzyły się i do środka weszło dwóch mężczyzn. Zaparło mi dech w piersiach bo jednym z nich był Mason, którego poznałam w klubie. Wytrzeszczyłam oczy, nie wierząc w to, że go widzę. Nie mogłam pojąć jak ten sympatyczny mężczyzna mógł zrobić nam coś takiego. Choć sama nie byłam do końca pewna co czeka mnie i moją siostrę. Połknęłam ślinę i cały czas obserwowałam Kennedy'ego, który ze spuszczoną głową unikał mojego wzroku. Oderwałam się od niego i spojrzałam na drugiego mężczyznę, który wolnym korkiem szedł w moją stronę. Miał około czterdziestu lat, czarne, niechlujnie ułożone włosy i kilkudniowy zarost, a ubrany był w szykowny garnitur. Patrzyłam na niego niepewnie i z przerażeniem w oczach. Ukucnął przede mną i pogłaskał po policzku. Byłam tak zdezorientowana, że nawet nie byłam w stanie zareagować. Zamarłam i nie miałam pojęcia co zrobić. Dopiero po chwili odwróciłam od niego głowę. Kątem oka zauważyłam jak mężczyzna uśmiecha się, co zaczęło doprowadzać mnie do szału. Znowu wyciągnął do mnie rękę i szybkim ruchem zerwał taśmę z moich ust. Odruchowo przejechałam po nich językiem. Były całe popękane, szczypały mnie, a po chwili poczułam na nich zaschniętą krew.
      - Jak ci na imię kwiatuszku? - zapytał pogodnym tonem.
      Spojrzałam na niego z pogardą. Miałam ochotę go zabić, jego i Masona. Miałam ochotę zabrać stąd moją siostrzyczkę i wrócić do rodziców i braci. Oni w życiu nie pozwoliliby na to, żeby stała nam się jakakolwiek krzywda. Tak bardzo żałowałam, że nie ma ich teraz przy mnie.
      - Czego chcesz? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, lecz ten nie odezwał się ani słowem.
      Potem było już tylko gorzej, wszystko działo się tak szybko. Layla wciąż leżała nieprzytomna, a czarnowłosy mężczyzna podniósł ton. Zaczął krzyczeć i bulwersował się moim nieposłuszeństwem. Wiedziałam, że narobię sobie kłopotów, ale nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, a tym bardziej wykonywać jego poleceń. W pewnej chwili jednak jego cierpliwość się skończyła. Uderzył mnie w twarz, postawił na nogi i zaczął rozszarpywać ubranie. Wyrywałam się, ale nie dawałam rady mu się oprzeć. Był ode mnie znacznie silniejszy a moje związane ręce w niczym mi nie pomagały. W końcu moja podarta sukienka wylądowała na ziemi, a ja stałam w samej bieliźnie. Żadne słowa nie opiszą tego jak okropnie się czułam. Tak upokorzona jeszcze nigdy się nie czułam. Starałam się jakoś zakryć moje nagie ciało, ale na próżno. Mężczyzna okręcał mną i przyglądał mi się atrakcyjnie. Płakałam i starałam się na niego nie patrzeć, dlatego utkwiłam wzrok w Masonie, który wydawał się zirytowany. Patrzył na mnie przepraszająco i wyglądał tak, jakby chciał to wszystko przerwać. Po chwili ruszył w stronę mężczyzny, którego ręce zaczęły wodzić po moim ciele.
      - Henry, przestań... - zaczął, ale ten przerwał mu podnosząc rękę do góry. Uciszył tym gestem Kennedy'ego a potem odwrócił się w jego stronę z uśmiechem na twarzy.
      - Dobra robota Mason, twojemu gustowi zawsze mogę zaufać - zaśmiał się szyderczo a po chwili spoważniał - Zajmij się nimi - dodał po czym wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z Kennedym. 

      Nie wiem ile czasu minęło od tamtego zdarzenia. Dziewięć, może dziesięć miesięcy. Może rok? Straciłam poczucie czasu. Jestem tu z Laylą od bardzo dawna, a każdy dzień spędzony w tym strasznym miejscu zdaje się być codziennością. Zmuszają nas tu do rzeczy okropnych, do rzeczy, których nigdy w życiu bym nie zrobiła. Teraz niestety wiem, że nie mam wyjścia. Albo będę posłuszna, albo zrobią krzywdę mojej siostrze, czego w życiu bym sobie nie wybaczyła. Mimo wszystko, mojego aktualnego życia nie życzę nikomu. Jestem poniżona, wyprawiam różne rzeczy niezgodne z moim sumieniem i mentalnością. Z trudem przychodzi mi tłumaczenie samej sobie co to jest za miejsce i kim tak naprawdę się stałam. Burdel, klub nocny, agencja towarzyska? Tak, właśnie taki mam dom od dłuższego czasu. A ja? Stałam się prostytutką, kobietą lekkich obyczajów, którymi gardziłam od urodzenia. Teraz wiem, że nie wszystko jest takie proste i oczywiste, muszę to robić, żeby przetrwać i wcale nie jestem z tego dumna. Wszystkie straszne zdarzenia i świństwa jakie miały tu miejsce przestały mną wstrząsać, bo wiem, że już nic gorszego nie może mnie spotkać. Nie raz nie dwa byłam tu bita, gwałcona, ośmieszana. Czuję się teraz nic nie warta, chociaż staram zachowywać się optymistycznie, dla Layli. Nie chcę, żeby przez moje nastawienie i ona straciła nadzieję, która jeszcze jej pozostała. Wciąż wierzy, że rodzice i bracia nas szukają, że wynajęli odpowiednie służby, które nie spoczną póki nie dotrą do celu. Ja przestałam się oszukiwać już dawno temu. Mam świadomość tego, że gdy po jakimś czasie nie uda im się nas znaleźć, to oni po prostu zaprzestaną poszukiwań i to jest normalne. Może nie do końca dałam sobie z tym spokój, ale wiem, że w większości jestem teraz do wszystkiego nastawiona pesymistycznie. Mogliby nawet zagrozić mi śmiercią, a mnie by to nie wzruszyło. Póki co, na razie staram się przetrwać, bo nie zniosłabym myśli, że Layla została tu sama.
      Siedziałam pod ścianą, tuż obok drzwi do pokoju, gdzie właśnie znajdowała się moja siostra z klientem. Stary, psychiczny dureń. Nigdy mu nie ufałam i dlatego zawsze czekam, aż wyjdzie, żeby mieć pewność iż nie zrobił dziewczynie żadnej krzywdy. Inaczej byłby już martwy, a ja bym tego dopilnowała. Usłyszałam jak ktoś wychodzi na korytarz i zauważyłam Cassie, która kończyła zapinać stanik. Dlaczego to właśnie ją musiałam spotkać? Uśmiechnęła się wywyższając się i przeszła obok mnie, dyskretnie szturchając mnie nogą.
      - Wredna szmata - odpowiedziałam cicho na jej zaczepkę.
      Cassie była chyba jedyną dziewczyną w tym budynku, której odpowiadał tutejszy pobyt. Traktowała to jako zabawę, albo co gorsza - za przyjemność. Ta dziewczyna wychodzi z założenia, że żadna praca nie hańbi. Podziwiam ją, a raczej nie rozumiem jej zachowania. Jest diamentem Henry'ego, ponieważ wszyscy mężczyźni ją pożądają. Przez to sama odstaje kasę, może wychodzić z budynku kiedy chce, robić co chce. Nie trzymają jej na uwięzi a także do niczego nie zmuszają, jest taka z własnego wyboru. Nie rozumiem również Phillipsa, bo w każdej chwili mogłaby uciec. Cóż, najwyraźniej bardzo ufa jej głupocie i dobrze wie, że tak czy inaczej zawsze tu wróci. Jak można cieszyć się z takiego życia? Jak można mieć możliwość ucieczki z takiego bagna i z tego nie skorzystać? Naprawdę tego nie rozumiem.
      Zza ściany zaczęły dobiegać różne odgłosy, które nie powinny mnie tak naprawdę dziwić. Nie usłyszałam niczego niepokojącego, ale nadal stałam na straży. Z dołu dało się usłyszeć głośną muzykę. No tak, nie ma to jak przykrywka. Szczerze mówiąc nawet nie jestem pewna co do kraju w jakim przebywamy, a co dopiero mieście. Mimo to dobrze wiem, że agencje towarzyskie są tu zabronione, więc ta jest oczywiście nielegalna. Dlatego z zewnątrz jak i w środku na parterze wszytko wygląda jak zwykły klub ze striptizem. Nic nadzwyczajnego, bar, parkiet dla gości, mnóstwo kanap i oczywiście wybiegi z rurami dla tancerek. Wszystkie początkujące najpierw trafiają na taniec, chyba, że któraś naprawdę nie potrafi się ruszać. Wtedy najlepiej Henry widzi, którymi dziewczynami mężczyźni się interesują i w jakim stopniu a on to potem skutecznie wykorzystuje. Zawsze zastanawiałam się co robi z dziewczynami, które po prostu już mu się nie przydają, bo są na przykład za stare, albo się już znudziły, bądź nikt się nimi interesuje. Wiem jedynie, że sługusy Henry'ego gdzieś je zabierają, a potem nigdy nie wracają. Zastanawiałam się co z nimi robią, bo pewnego dnia i mnie to spotka. Ciekawiło mnie czy Henry byłby zdolny do zabójstw, ale wątpię, bo to by oznaczało morderstwa na dość dużą skalę, a Phillips nade wszystko stawiał dyskrecję i nie chciał by ktokolwiek go znalazł. Dostałby wtedy spory wyrok, a podejrzewam, że zwłoki wszystkich dziewczyn, których musiałby się pozbyć niczego by mu nie ułatwiały.
Nagle usłyszałam krzyk Layly. Jak poparzona wstałam z podłogi i rzuciłam się w stronę drzwi do pokoju w którym znajdowała się moja siostra. Szybko wbiegłam do pomieszczenia i zobaczyłam jak blondynka leży na łóżku, przygnieciona ciężarem mężczyzny z którym się szarpała. Zauważyłam jej czerwony policzek i uświadomiłam sobie, że jest na nim odciśnięta ręka. Niewiele myśląc podbiegłam do tej dwójki i pięściami zaczęłam uderzać w plecy nieznajomego. Facet zdenerwował się i złapał moje nadgarstki rzucając mnie na materac. Wierzgałam nogami i rękoma, a ten ze wszystkich sił starał się mnie uspokoić. Kątem oka spostrzegłam jak Layla wstaje z łóżka i chwyta za butelkę od piwa, która stała na nocnej szafce. Szybko zamachnęła się i wycelowała w ogoloną głowę mężczyzny, którego bezwładne ciało opadło na moje, co spowodowało, że nie mogłam się ruszyć. Szklane naczynie rozbiło się na kilkadziesiąt małych kawałków szkła, które opadły na podłogę i pościel, a resztka cieczy trysnęła na moją twarz. Próbowałam zrzucić z siebie ogłuszonego mężczyznę, ale nie dawałam rady, nawet z pomocą Layli. Dosłownie chwilę później w drzwiach stanęła Sara i Cassie. Zakryły twarz dłońmi, ale po chwili Morrison uśmiechnęła się pod nosem. Skarciłam ją wzrokiem, a po chwili usłyszałam głos Masona na korytarzu. Połknęłam głośno ślinę modląc się, żeby nie szedł tu z Henrym. Kennedy był dupkiem, ale jak dochodziło co do czego to zawsze trzymał stronę dziewczyn i starał się nas bronić przed Phillipsem. Nie minęła chwila, a mężczyzna stanął w drzwiach - był sam. Jego oczy powiększyły się i na chwilę znieruchomiał. Szybko jednak podszedł do mnie i zepchnął mężczyznę na ziemię, nie zważając na drobinki szkła, które mogły go zranić. Złapał mnie za rękę pomagając usiąść.
      - Co tu się stało, do cholery? - zapytał zdenerwowany.
      - Nie pozwolę by ktokolwiek podniósł rękę na moją siostrę - odpowiedziałam i wstałam z łóżka.
      Sięgnęłam po szlafrok wiszący przy ścianie i okryłam Laylę, która była w samej bieliźnie.
      Mason zaczął oglądać miejsce zdarzenia i westchnął. Początkowo chciał na nas nawrzeszczeć, bo za wszystko odpowie on. Mimo to wiedział, że dobrze postąpiłam. Nawet Henry nie zezwala klientom na bicie dziewczyn, bo taki długo nie pożyje. Nie kiedy Kennedy i reszta bandy dbają o nasze bezpieczeństwo, bo to jest ich główny cel. A to, że muszą nad nami siedzieć i pilnował, żebyśmy się stąd nie wydostały to inna sprawa.
      Mężczyzna podszedł do Layli i delikatnie złapał ją za brodę, odchylając jej głowę tak, by mógł zobaczyć jej profil. Gdy zobaczył czerwony kontur ręki odbitej na jej policzku zacisnął szczęki i zrobił zdenerwowaną minę. Na jej ustach zobaczył też rozcięcie, a na nim zaschniętą krew. Opuścił dłoń i spojrzał na dziewczynę ze smutkiem. Chwilę potem westchnął i odchrząknął. Spuścił głowę, potrząsnął ją a potem podniósł z poważną miną. Zawsze tak robił gdy zdawał sobie sprawę z tego, że za bardzo okazuje swoją dobrą stronę. Nie wiem czy jego duma nie pozwala mu być miłym i troskliwym. Widziałam, że nie był złym człowiekiem, ale on na złość robił z siebie dupka o złym charakterze i braku uczuć. Gardzącym i wyśmiewającym wszystkich dookoła, raniąc ich uczucia i nie zważając na konsekwencje.
      - Idź doprowadzić się do porządku - powiedział obojętnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
      Layla spuściła głowę i powolnym krokiem kierowała się w stronę wyjścia. Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem, a przy drzwiach zatrzymał się na Cassie i Sarze. Spojrzał na nie morderczo a te od razu ruszyły w stronę swoich pokoi. Zostaliśmy sami, tylko ja, Mason i mężczyzna chrapiący na dywanie, którego miałam ochotę zabić. Spojrzałam na jego bezwładnie cielsko z pogardą zastanawiając się czy nie wbić większych kawałków szkła w jego plecy.
      - Mogłaś po mnie przybiec, pomógłbym - odezwał się nagle Kennedy.
      Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Patrzył na mnie intensywnie, ale z jego twarzy nie dało się niczego wyczytać.
      - Zanim przyszłabym po ciebie i byśmy tu wrócili, Layla zdążyłaby być cała w siniakach. Z resztą to nie twój interes - odpowiedziałam krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
      - Owszem, mój.
      - A no tak, zapomniałam - uśmiechnęłam się ironicznie teatralnie dotykając czoła - To twoja praca, opiekowanie się nami.
      - Myślisz, że tylko kasa się dla mnie liczy? - zapytał zszokowany.
      - A niby co jeszcze? Dla kasy wydałeś mnie i Laylę Henry'emu, więc nie wiem czemu się tak dziwisz - odpowiedziałam, a Mason prychnął.
      - Będziesz mi to teraz wypominała przez całe życie?
      - I ty jeszcze głupio pytasz?! - wytrzeszczyłam oczy w jego kierunku - Tak, będę ci to wypominała przez resztę mojego nędznego życia - podchodząc do niego na bardzo bliską odległość. Wpatrywałam mu się w oczy z pogardą, przybliżając swoją twarz do jego - Bo to dzięki tobie spotkał mnie taki a nie inny los, a gdyby nie Layla już dawno popełniłabym samobójstwo - dodałam prawie, że szeptem.
      Widać, że mężczyznę ukuły moje słowa, ale starał się zachować dobrą twarz i tylko podniósł głowę zaciskając mocniej szczękę i połykając ślinę. Jeszcze chwilę stałam tuż przy jego twarzy i mroziłam go wzrokiem, ale po chwili odwróciłam się na pięcie i opuściłam pokój i skierowałam się do sypialni dziewczyn. Szłam pewnym krokiem, powstrzymując się przed zawróceniem i daniem Masonowi w twarz. Przy okazji może skopałabym tego wstrętnego dupka.. Przetarłam twarz dłonią. Cała skóra kleiła się od alkoholu, a ja cała śmierdziałam piwskiem. Jęknęłam i weszłam do pokoju, który o dziwo był pusty. W jednej z łazienek usłyszałam jak ktoś bierze prysznic, domyśliłam się, że to moja siostra więc ja weszłam do drugiej. Zdjęłam z siebie krótką sukienkę i weszłam do kabiny. Odkręciłam gorącą wodę i postałam chwilę rozkoszując się samą temperaturą cieczy, która ogrzewała moje ciało. Po chwili zmyłam z siebie napój, a po umyciu się wyszłam i owinęłam się w ręcznik. Gdy wróciłam do sypialni Layla już leżała na łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i westchnęłam. Dopiero teraz dotarło do mnie, że Henry mógłby się postarać chociaż o lepsze pokoje. Podzielił nas na trzy dziewczyny, ja dzielę sypialnię z Laylą i Sarą co mi osobiście odpowiada, ale wystrój wnętrza pozostawia wiele do życzenia. Ściany miały czerwony kolor, a sufit i podłoga były pogrążone w czerni. Całość była poważna, wręcz przytłaczająca. Zero żywych, kolorowych i wesołych aspektów. Tylko czarne koronki, poszczególne ozdoby. Wszystko głównie sprowadzało się do tych dwóch głównych kolorów, które oczywiście najbardziej kojarzyły się z takim miejscem. Rozumiem, żeby kolory pokoi w których jesteśmy z klientami były adekwatne do miejsca, ale nasze sypialnie mogłyby wyglądać nieco cieplej, żeby chociaż w najmniejszym stopniu przypominały nam dom. Co prawda były tu wygodne łóżka jak i kanapy, dywany, poduszki. Wszystko było nowe i ładne, ale wyglądało zbyt sztucznie, jak na pokaz. Nie lubiłam przebywać w takich pomieszczeniach. Bił od nich chłód i zawsze czułam się wyobcowana. Wolałam weselsze klimaty, od których czuć ciepło, które był przytulne i można było czuć się w nich bezpiecznie.
      - Jak się czujesz? - zapytałam siadając naprzeciwko blondynki.
      Dziewczyna leżała na plecach i wpatrywała się w sufit. Miała na sobie granatową bieliznę nocną, a włosy spięła w niechlujny kok. W ręku trzymała okład, który przyłożyła do policzka. Westchnęła, gdy się do niej odezwałam.
      - Chelsea, nie obraź się, ale nie chce mi się gadać - odpowiedziała krótko nawet na mnie nie patrząc.
      Kiwnęłam głową i nerwowo zaczęłam bawić się palcami.
      - Jasne - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy. Wstałam i podeszłam do okna. Było już ciemno a na ulicach zaczęły palić się wszystkie światła. Na ulicy było widać mnóstwo par, tych młodszych, a także starszych z dziećmi. Posmutniałam i spuściłam głowę. Wiedziałam, że założenie rodziny jest dla mnie nie możliwe. Nawet gdybym jakimś cudem miałabym się stąd wydostać, to nie wiem czy po czasie spędzonym tutaj będę w stanie pokochać mężczyznę. Zbyt okropne zdanie sobie wyrobiłam na ich temat przez ostatnie miesiące i mimo, że wiem, iż nie wszyscy są tacy jak ci, którzy tu przychodzą, to i tak facet to facet. Każdy ma taką samą naturę i pragnienia. Przecież odwiedza nas masa żonatych kolesi, którzy pewnie wszystkim znajomym wydają się porządnymi i wiernymi mężami i nikt by ich nie podejrzewał o spędzanie czasu w burdelu, a jednak. W takim wypadku jak ja mogłabym zaufać swojemu chłopakowi a potem współmałżonkowi? Z resztą, kto chciałby być z prostytutką. Nikogo nie obchodziłoby czy mnie do tego zmuszano, czy miałam jakiś wybór. Robiłam to i tylko to ludziom wystarcza. Ale nie oszukujmy się, bo jakiś czas temu i ja miałam identyczne zdanie na temat takich kobiet. Teraz wiem, że czasem takie życie nie zależy od woli dziewczyny. Jest mi za to strasznie wstyd, bo sama, na własnej skórze przekonałam się jak to jest.
      Stan, Liam.. Dlaczego nie ma was wtedy kiedy najbardziej was potrzebuję? Tak bardzo za wami tęsknię.

      Gdy rano się obudziłam, dziewczyny jeszcze spały. Przeciągnęłam się i poleżałam jeszcze chwilę w łóżku. Zastanawiałam się co dzisiaj będę robić. Do wieczora było jeszcze mnóstwo czasu, a wszystkie zawsze umierałyśmy z nudów. Doszłyśmy już do wprawy jeśli chodzi o robienie z siebie bóstw i dużo już nam to nie zajmuje. Oczywiście nie możemy korzystać z internetu czy telefonu. Kolorowe czasopisma, wieża stereo i płyty muszą nam wystarczyć. Oczywiście dużo innych rzeczy możemy posiadać, zawsze jest dzień w którym chłopaki idą do sklepu i mówimy im co byśmy chciały. Przeważnie proszę o książki, które Henry stopniowo zaczyna wywalać, bo wszystkie przeczytałam a one "tylko zajmują miejsce". Nie ważne, że bez nich pułki w pokoju pozostają puste, bo szafek jest mnóstwo i my naprawdę mamy gdzie trzymać swoje rzeczy, których i tak nie jest za wiele.
      Wstałam z łóżka i jak zwykle podeszłam do okna. Na ulicach robiły się korki, bo o tej porze wszyscy jechali do pracy. Z komina piekarni zza rogu wydobywał się dym, a zapach świeżego pieczywa czułam nawet ja. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie dzieciństwo, kiedy to rodzice sami mieli taki sklep. Po chwili potrząsnęłam głową przerywając wspominanie. Zabrałam z krzesła swój krótki, atłasowy szlafrok i po cichu wyszłam z pokoju. Wszędzie panowała cisza, nigdzie nikogo nie było widać. Poszłam wzdłuż korytarza, prosto do krętych schodów. Przy zejściu oczywiście stało dwóch sługusów Henry'ego. Przeszyli mnie wzrokiem, ale nie ruszyli się. Spojrzałam na nich z ukosa i zeszłam na dół. Klub wydawał się taki dziwny przed otwarciem. W świetle dziennym, całkiem pustym wyglądał nawet sympatycznie, ale nadal brzydziłam się tym miejscem, bo w głowie już ukazywały mi się obrazy z wieczorów, które tu spędziłam. Kiedy zaczynałam tu jako tancerka o dziwo przykuwałam uwagę, tak samo jak Layla, choć ją mężczyźni szybko się zainteresowali, przez co prędzej trafiła do 'drugiego' biznesu Henry'ego. Ja natomiast większość czasu spędzałam tutaj. Nie wiem czy to było lepsze czy nie, już nie mam porównania. Teraz wszystkie sytuacje jakie mnie spotykają oceniam w kategoriach "do dupy" "tragiczna" "rzygać się chce", albo "chcę umrzeć". Rzadko kiedy spotyka mnie tu coś miłego, a jeśli już to jest to związane z dobroci drugiej osoby. Czasem wpada się na miłych i sympatycznych ludzi, oczywiście jest to przypadek jeden na milion, ale jest.
      Poszłam w głąb sali, bo to było aż dziwne, że nikogo nie spotkałam. Gdy weszłam do sali z barem od razu znieruchomiałam. Chciałam zawrócić, ale wiedziałam, że było już za późno, Henry już mnie zobaczył. Siedział przy blacie razem z Masonem i nieznajomym mi dotąd mężczyzną. Właśnie polewali sobie whiskey. Połknęłam ślinę, gdy Phillips wyciągnął w moją stronę rękę i uśmiechnął się szeroko.
      - Chelsea, moja droga - powiedział radośnie.
      Niepewnie i powoli zaczęłam iść w jego stronę. Nieznajomy intensywnie mi się przyglądał. Był bardzo przystojnym i dobrze zbudowanym brunetem. Jego czarne włosy były ułożone na żel, a w lewym uchu błyszczał mu kolczyk. Miał wysportowane i opalone ciało, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Gdy stanęłam obok Henry'ego, ten złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
      - Zważywszy na ostatnie wydarzenia stwierdziłem, że przyda wam się trochę więcej ochrony, bądź ludzi do towarzystwa. Tak się składa, że ten miły przystojniak zgodził się nam pomóc - oznajmił uśmiechając się wesoło.
      - Sean - mężczyzna pierwszy raz uśmiechnął się niepewnie i podał mi rękę. Powoli złapałam ją i starałam się odwzajemnić gest.
      - Chelsea - odpowiedziałam cicho.
      Czułam na sobie wzrok Masona, ale zastanawiałam się w jaki sposób na mnie patrzy. Czy właśnie morduje mnie w myślach, za to co powiedziałam wczorajszego dnia? Jeśli tak to okazuje się być niezłym kretynem, bo powiedziałam mu całą prawdę. Skrzywdził mnie i moją siostrę, a teraz robi mi wrzuty, że mu to wypominam.
      - Chodź na górę, oni muszą jeszcze obgadać pewne sprawy - usłyszałam za plecami jego głos.
      Zdziwiona rozdziawiłam usta, żeby coś powiedzieć, ale Kennedy objął mnie ramieniem i zaczął prowadzić w stronę schodów. Zanim wyszliśmy z pomieszczenia, obejrzałam się, żeby jeszcze raz zerknąć na Seana. Zetknęłam się z jego wzrokiem. Jego twarz nic nie wyrażała, a on patrzył na mnie w sposób, którego nie jestem w stanie rozszyfrować. Całą drogę pod moją sypialnię zastanawiałam się tylko nad tym spojrzeniem. Ocknęłam się dopiero przed drzwiami. Dotarło do mnie, że Mason cały czas ma rękę na moim ramieniu, od razu odwróciłam się i odepchnęłam od siebie mężczyznę, mrożąc go wzrokiem tak samo jak zeszłego dnia. 


~ NatalieShakur ~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim! Blog ten prowadzą dwie autorki: NatalieShakur i Adziak.
Pod każdym postem będziemy pisać, do której z nas należy rozdział.
Mam nadzieję, że prolog Adziaka i mój pierwszy post wam się spodobał.
Jeśli chcecie być informowani o NN to napiszcie w komentarzu! :)

1 komentarz:

  1. Ni cholery nie wiem o co ci chodzi. Naprawdę podobał mi się ten rozdział! Trochę akcji, grozy, czułości i prawdziwych uczuć, co raczej w takich miejscach, jakie opisujemy się nie zdarza. Chelsea zrobiła się taka oschła, bojowa, czujna przez to co przeszła. Mason - ach, jak na razie jest cudowny :D i nie mogę się doczekać 3 rozdziału w twoim wykonaniu :D A teraz czas się zawziąć i zacząć pisać rozdział drugi xD Na moje szczęście zostawiłaś mi duże pole do popisu, więc nie będzie źle :D Rozdział super. Zdarzyło się kilka powtórzeń, które mnie rażą (uroki bycia humanistą i sprawdzania każdego, najmniejszego błądziku mej kochanej pani Sławci o.O). I oczywiście SEAN! <3 cudowne, czekoladowe ciasteczko <3 Czy ja już wspominałam, jak bardzo Go uwielbiam?! <3 :D

    OdpowiedzUsuń